Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że w wieku dwudziestu pięciu lat zostanę kierownikiem działu budowlanego w dużym rzeszowskim markecie, na pewno spojrzałbym na niego z powątpiewaniem i popukał się w głowę myśląc, że gada jakieś niestworzone rzeczy. Ja? Kierownikiem działu budowlanego? Przecież to się w głowie nie mieści!
Na pewno byłbym przekonany, że ktoś się pomylił i podał mi złe informacje. Ja nie mogłem zostać kierownikiem działu, bo przecież miałem iść na studia ekonomiczne i zająć się finansami. To chciałem w życiu robić, a nie zarządzać jakimś działem budowlanych. W trakcie liceum byłem przekonany, że łatwo uda mi się dostać na wymarzone studia, a po ich skończeniu zostanę jakimś maklerem giełdowym lub innym finansistą. Tak, kochałem pieniądze i tą miłość miałem zamiar wykorzystać w życiu zawodowym.
Niestety to mi nie do końca wyszło, bo faktycznie, w wieku 25 lat zostałem kierownikiem działu, kierownik działu Rzeszów. Na studia ekonomiczne nie poszedłem z kilku różnych względów, z którym najważniejszym było to, że mój ojciec nagle zachorował, w związku z czym ja na siebie musiałem wziąć odpowiedzialność za utrzymywanie całej swojej rodziny. Udało mi się dostać pracę w markecie budowlanym, w którym byłem zwykłym pracownikiem działu. Po pięciu latach ciężkiej pracy zostałem doceniony i awansowany na kierownika, a koledzy z pracy mówią mi, że jestem najmłodszym kierownikiem działu budowlanego w historii firmy. Cieszę się z awansu, choć praca finansisty i tak chodzi mi gdzieś tam po głowie.